Jazzalians | Julia Kania Quartet Ełk Jazz Night

Ełk Jazz Night Jazzalians | Julia Kania Quartet

14
sie
2021
Amfiteatr
19:00
Ełckie Centrum Kultury
Amfiteatr,
Wstęp wolny

Zapraszamy na coroczny, wakacyjny wieczór z muzyką jazzową !

Podczas Ełk Jazz Night 2021 wystąpią:

Jazzalians 

Jazzalians powstał na przełomie kwietnia i maja 2021 roku z inicjatywy pochodzącego z Ełku skrzypka – Jakuba Szulca. Pomysł rozwijał się jednak w głowach Kuby i jego serdecznego przyjaciela – pianisty Tymoteusza Ławrukajtisa już wcześniej, w trakcie studiów na wydziale jazzu bydgoskiej akademii muzycznej. Jazzalians wykonuje przede wszystkim autorskie kompozycje. Każdy utwór to opowieść, którą muzycy rozwijają w trakcie improwizacji, a głównym ich celem jest przekazanie publiczności emocji towarzyszących tym opowieściom tak, by razem z muzykami zapomnieli na chwilę o świecie doczesnym i oddali się falom dźwięku niosącym ze sobą jedno słowo – wolność, a więc „clue” jazzu.

 

Skład zespołu:

Kuba Szulc – skrzypce

Tymek Ławrukajtis – fortepian

Gabriel Antoniak – perkusja

Adam Starowicz – kontrabas i gitara basowa

 

 

 

 

 

 

 

 

 

JULIA KANIA QUARTET

Julia Kania – Pochodząca z Bielska Białej wokalistka, pianistka, autorka tekstów i muzyki obdarzona oryginalnym, zaskakująco dojrzałym głosem. Uwagę słuchacza przykuwa zarówno swoim kojącym i ciepłym brzmieniem, jak i unikatowym stylem pisania utworów.

W roku 2017 wydała pierwszy album zatytułowany „here”. Za swoją twórczość została wyróżniona Nagrodą Specjalną na Międzynarodowym Festiwalu Krokus Jazz 2016. W tym samym roku założyła zespół Julia Kania Quartet i rozpoczęła koncertowanie, prezentując publiczności swój autorski materiał.
Podczas koncertu w wykonaniu zespołu usłyszeć będzie można zarówno utwory z płyty „here”, jak i najnowsze kompozycje.

 

Skład zespołu:

Julia Kania – głos

Jakub Płużek – instrumenty klawiszowe

Piotr Narajowski – kontrabas

Grzegorz Pałka – perkusja

 

14 sierpnia 2021 godz. 19:00

Amfiteatr

Wstęp wolny

 

 

Jazzaliance
Czterech młodych ludzi zaserwowało nam godzinną ucztę. Pichcili, od lewej: na klawiszach Tymoteusz Ławrukajtis; ekspresyjnie wczuwający się w muzykę. Dalej, wyglądający na nieco zblazowanego (pozory, widzieliście Whiplash?), Gabriel Antoniak — perkusista. Z przodu, intensywnie przeżywający dźwięki, które wydobywał ze skrzypiec, Kuba Szulc. Wszyscy trzej tutejsi, choć jednocześnie światowi jacyś, nowy typ młodzieży, bez kompleksów. Świetnie sobie radzili i chyba dobrze bawili przy okazji. I na końcu, choć nie ostatni — Adam Starowicz, wsłuchany w gryf kontrabasu, nawiązujący jakąś intymną więź z instrumentem. Ostoja spokoju, spoiwo całości, platforma, na której wszystkie pozornie niezwiązane ze sobą dźwięki współgrały, tworzyły jedność i jeszcze coś więcej. Bo prawdziwa muzyka to nie tylko suma dźwięków, to całkiem nowy twór. Sztuka.
Muzyka na żywo, a szczególnie jazzowa, ma w sobie coś, co porusza i wzrusza. Dziwne to uczucie, kiedy czterech gości w jakiś magiczny sposób zmusza przedmioty do wydawania takich dźwięków, które powodują, iż ma się uczucie, że zaraz zwilgotnieją oczy. Jazzalians tego dokonał już w pierwszym utworze. A później nie było gorzej.
Gra inicjatora powstania grupy, Kuby Szulca szczególnie przyciągała uwagę. Cóż w tym jednak dziwnego? Przecież to skrzypce. Dźwięków przez nie wydawanych po prostu nie da się zignorować. Fakt, w niektórych przypadkach nawet nie da się znieść, ale tym razem to była czysta przyjemność. Nie wiem, czy trafnie, bom muzyczny laik, ale mnie się jego gra chwilami kojarzyła ze Stephanem Grappellim. Godzina tej przyjemności to stanowczo za mało, ale nie można mieć pretensji — skrzypek grał tak, że już po pierwszym utworze zaschło mu w gardle.
Panowie zaprezentowali swój autorski, poza jednym utworem, repertuar, co się chwali, bo to oznacza, że są kreatywni. Ich kompozycje to instrumentalne opowieści, jak sami mówią, o wolności. O czym innym mogłyby być, przecież to jazz — wolność. Wolność ta była różnoraka, czasami zdawała się tragiczna, jak w utworze True story, czasami wypełniona adrenaliną, jak w kompozycji Gabriela Antoniaka – Mountain Bike.
Różnorodność ta była jednak spójna. Jazzalians ma swój styl. Naturalnie, zdarzały się momenty, które brzmią znajomo, ponoć jednak w muzyce, jak i w historii — wszystko już było.
Julia Kania Quartet
Druga część koncertu to występ Julia Kania Quartet. Tylko godzina, a jednak wystarczyła, aby wyrobić sobie opinię, że ci artyści to także przyszłość polskiego jazzu. A polski jazz to w końcu światowy poziom.
Zespół pozwolił nam delektować się własnymi kompozycjami. Delektować, bo w odróżnieniu od Jazzaliance, którego muzyka raczej bawi i wzrusza, Julia Kania Quartet wprowadza w stan zadumy i melancholii. Ciepłe, subtelne utwory, przy których człowiek częściej zamiera w zasłuchaniu, niż przytupuje nogą w rytm (tak, przy jazzie też się da).
Dla muzyków to zapewne oczywiste, ale dla mnie niezmiennie fascynujące, jak z pojedynczych dźwięków tworzy się harmonia, która coś w człowieku budzi, porusza, coś wydobywa, sprawia, że czujemy się lepsi. Na tym koncercie dokonali tego Piotr Narajowski na kontrabasie, Grzegorz Pałka na perkusji, Jakub Płużek na klawiszach i …Bosonoga Julia
Liderka — Julia Kania to sama gracja i swoboda. Wokalistka z lekkością śpiewania, jakby od niechcenia wydająca z siebie dźwięki silne i pełne, a jednocześnie, lub naprzemiennie, delikatne i subtelne. I choć jazz śpiewany to nie całkiem do mnie trafia (może poza Astrud Gilberto), to w tym przypadku tak świetnie współgrał z częścią instrumentalną, że zupełnie zapomniałem o swoich preferencjach muzycznych. A do tego słowa miały treść. Nie wszystko, co prawda dotarło, bo zasłuchany i zapatrzony, dałem się unieść brzmieniu całości. Wokalistka to także osobowość sceniczna, świadoma wizualnej strony koncertowania. W długiej, czarnej, powłóczystej sukni z rozcięciami odkrywającymi bose stopy. Niby nieważne, a jednak intrygujące — z takich drobiazgów tworzy się własny image sceniczny.
Muzycy obu zespołów to w gruncie rzeczy młodzi ludzie, zaczynający swoją (wielką i owocną, jak wróżę) karierę, ale czy to im czegoś ujmuje? Nie wiem, być może są technicznie słabsi, może grają gorzej od gwiazd, starych wyjadaczy, uznanych muzycznych autorytetów. Ilu z nas jednak jest w stanie to dostrzec? Garstka specjalistów, zazwyczaj innych muzyków. Mnie zachwycili na tym samym poziomie, co Miśkiewicz z Napiórkowskim, których miałem okazję kiedyś podziwiać z bliska.
Warto nie tylko rozmawiać, często warto posłuchać. Zapraszamy na kolejne koncerty.